Kiedyś dziki w mieście można było spotkać na wybrzeżu. Pamiętam wyjazd z kuzynką z Czech do Krynicy Morskiej. Jakie było jej zaskoczenie, że w ciągu jednego dnia pobytu spotkała te zwierzęta trzykrotnie. U nas w Olsztynie widzieliśmy dziki sporadycznie w okolicach sanatorium przy Jagiellońskiej. Mówiło się, że przyzwyczaili ich kuracjusze, którzy wynosili chleb ze stołówki i mieli niezły ubaw jak dziki im jadły z rąk. Teraz przestało to być zabawne. Dziki spotykamy wszędzie i coraz bliżej. Segregacja śmieci też do tego się przyczynia. Brązowe pojemniki na odpady organiczne są systematycznie przewracane – dla dzików to tak jak stołówka, bardzo urozmaicona.
Każdy widzi, że dzików jest coraz więcej. Jeszcze nie tak dawno, na ulicy Sikorskiego przechodziły nocą do pobliskiego zagajnika i wczesnym rankiem wracały. Teraz chodzą w różnych porach dnia, ryją przydomowe ogródki, demolują place zabaw dla dzieci. Ludzie boją się o swoje bezpieczeństwo. Wychowałam się na Zielonej Górce. W lesie przylegającym do osiedla spędzaliśmy wiele czasu. Bawiliśmy się w podchody, rwaliśmy kwiatki, zbieraliśmy grzyby – teraz tam nikt nie chodzi. Wszyscy się boją. Zwierzęta maja prawa, a my?
I parę ciekawostek jakie znalazłam w internecie /na podstawie artykułu Adama Wajraka/
Dlaczego dziki ryją
Dziki są wszystkożerne i mogą zjadać zarówno żołędzie, bukiew lub bulwy roślin, jak ich zielone naziemne części. Ale uwielbiają też wszelkiego rodzaju larwy owadów. A te najczęściej kryją się pod powierzchnia ziemi. Dziki więc ryją i potrafią robić to bardzo głęboko. Najintensywniej dziki ryją jesienią, gdy starają się jak najbardziej otłuścić się przed nadchodzącą zimą. Bo zimą wiele z nich ginie z głodu. W naturalnym lesie, takim jak Puszcza Białowieska, czas obfitości zdarza się raczej rzadko. Tylko co 6-7 lat mamy tu olbrzymi wysyp żołędzi i właściwie tylko wtedy zwierzaki są najedzone i rozmnażają się na potęgę. Po takich latach obfitości przychodzą lata chude i zimowe umieranie.
Wielka miejska spiżarnia
Dziki, są niezwykle mądrymi zwierzakami, które bardzo szybko potrafią reagować na różne sytuacje i wykorzystywać nowe warunki. Na przykład kiedy pojawia się zagrożenie w postaci wilków, lochy łącza się w grupy, bo tak łatwiej dostrzec niebezpieczeństwo i łatwiej się przed nim bronić. Nic więc dziwnego, że dziki również próbują sobie poradzić z największym wrogiem – głodem. Właśnie uciekając przed nim, przenosiły się najpierw na pola, a później do miast. Uwagi tych inteligentnych zwierząt nie mogło ujść to, że my, ludzie, produkujemy masę pożywienia. Najpierw odkryły je na polach kukurydzy i pod myśliwskimi ambonami, gdzie wysypuje się nie tylko buraki, kukurydzę, ziemniaki oraz jabłka, ale też pieczywo. Od tego był już tylko kroczek, aby spostrzec, że to samo można znaleźć w miejskich koszach na śmieci. I że w miastach dużo jest trawników, w których dziecinnie łatwo się ryje. Do tego jeszcze temperatura w miejskich murach jest zwykle nieco wyższa, a to ułatwia przeżycie zimy. Dziki bardzo szybko zorientowały się też, że człowiek miejski nie jest dla nich zagrożeniem. I mamy to, co mamy, czyli dziczą populacje niemal w każdym polskim mieście.