O kleszczach wiemy sporo, ale czy na pewno? W tym roku jest ich bardzo dużo. Docierają do nas informacje, że podczas przejażdżki rowerowej jeden z członków Koła przywiózł ich do domu 17 sztuk, a rodzina czteroosobowa, w sumie ponad 20 kleszczy. Pojawiły się informacje, że na zwiększenie ich liczebności wpłynęło zmniejszenie liczebności dzików, ocieplenie klimatu………, ale co ciekawe to, że kleszcze przyciąga promieniowanie emitowane przez smartfony.
Są małe i niepozorne, lubią chować się w trawie, bez problemu można się na nie natknąć podczas wycieczki do lasu czy spaceru w parku. Ich atak jest nieodczuwalny, ale efekty – już tak. Kleszcz wbity w skórę człowieka może doprowadzić do rozwoju takich chorób jak borelioza i kleszczowe zapalenie mózgu, a nawet do gorączki krwotocznej. Jak się przed nimi chronić? Na przykład zostawiając swój telefon komórkowy, wybierając się na łono natury.
Polsko-słowacki zespół badaczy właśnie udowodnił, że te najgroźniejsze, czyli zainfekowane kleszcze są przyciągane przez promieniowanie elektromagnetyczne o częstotliwości typowej dla urządzeń, z którymi dziś niemal się nie rozstajemy. Skoro wiemy już, jak duży wpływ emitowane przez urządzenia mobilne promieniowanie ma na aktywność kleszczy, zmiana zasięgu ich występowania nie powinna nikogo dziwić. Zdecydowanie powinna jednak skłonić nas do zwiększenia ochrony zdrowia podczas korzystania z uroków natury.
– Warto skupić się na standardowej profilaktyce chorób odkleszczowych – stosowaniu odzieży ochronnej, preparatów odstraszających i sprawdzaniu swojego ciała na przykład po wycieczce do lasu. Ważne jest również, aby zadbać o profesjonalną ochronę przeciwkleszczową u psów i innych wolno wychodzących pupili – podkreśla lek. wet. Martyna Frątczak.
A przy okazji zastanowić się, czy smartfon jest rzeczywiście niezbędnym elementem naszej wyprawy i czy korzystanie z niego podczas rekreacji na łonie natury jest warte ryzyka stania się atrakcyjnym celem dla zainfekowanego kleszcza.